Zabezpieczone: Klaudia, Sebastian i udany start w 2020 rok…
Kinga i Adam
Czarne chmury wisiały nad nami od rana… ale na szczęście tylko na niebie a nie w przypadku bohaterów tego dnia- Kingi i Adama. A jak się później okazało pogoda okazała się dość łaskawa, padało tylko chwilkę podczas wychodzenia po błogosławieństwie z domu rodzinnego Kingi. A po południu udało nam się nawet wyskoczyć na krótki plener. Ale po kolei… Zaczęliśmy na luzie i niespiesznie u Kingi, trochę było żartów i śmiechu, atmosfera rewelacyjna, i już wiedziałem że będzie udana impreza. U Adama poszło szybciej, jak to z reguły u mężczyzny, i już jechaliśmy na błogosławieństwo. No nie tak od razu bo wykupiny też swoje trwały. Po wzruszającym błogosławieństwie prosto do kościoła, do momentu kulminacyjnego tego dnia… Nietuzinkowe kazanie poprowadziło nas do momentu kiedy to Kinga i Adam wypowiedzieli sakramentalne „TAK” i odniosłem wrażenie ze trochę częściej zaczęli się uśmiechać;) Z kościoła na salę, co trwało dosłownie minutkę bo wszędzie mieliśmy blisko. A na sali to dopiero się działo! Sala jest na piętrze więc jak goście się rozkręcili to obawiałem się czy parkiet i strop wytrzymają. Wstrzeliliśmy się w okno pogodowe i pojechaliśmy na krótki plener. Najpierw sobie myślałem, gdzie oni nas wiozą- wąskie dróżki, na końcu gruntówka w las… Ale dziewczyny znalazły super alejkę przy młodniku gdzie jesienne kolorki wyszły po prostu genialnie. I po raz kolejny okazało się że na plenerze ważna jest chemia między parą i pozytywne nastawienie co najmniej na równi z pięknymi okolicznościami przyrody. Po powrocie baletów ciąg dalszy dłuuuugo w noc… Dziękuję że mogłem być z Wami, pozdrawiam rodzinę i znajomych Kingi i Adama i zapraszam do galerii zdjęć. Przygotujcie się na dużo zdjęć, starałem się wyselekcjonować najważniejsze momenty ale nie było łatwo, tyle tego jest…
Karolina i Adam
W tym dniu do ideału brakowało nam tylko słoneczka, jak się później okazało nie ma tego złego… Ale od początku. Przygotowania u Adama poszły szybko- z reguły tak jest u Pana Młodego, mężczyźni to zadaniowcy, jest sprawa to się ją załatwia;) U Karoliny troszkę nam zeszło, ale nie spieszyliśmy się, atmosfera super, goście powoli się pojawiali, mieliśmy nawet czas na pogaduchy. Gdy już Adam wykupił Pannę Młodą poprosili rodzinę o błogosławieństwo, i tutaj pojawiły się pierwsze wzruszenia. Kościół niewielki ale klimatyczny, młodzi chyba zaczęli trochę spięci ale z biegiem czasy i przebiegiem uroczystości chyba napięcie opadało a uśmiechy pojawiały się coraz częściej. A po sakramentalnym „Tak” było już z górki jak to mówią. Pojechaliśmy na salę i tam to już się działo. Pięknie zatańczony pierwszy taniec, tort i zabawa zaczęła się na dobre, parkiet pękał w szwach, goście stanęli na wysokości zadania. Jedynie ta pogoda… mieliśmy w planie krótki plener po południu, jednak deszcz nam pokrzyżował plany. Ale jako że nie ma tego złego… To umówiliśmy się na późniejszy plenerek i to był strzał w dziesiątkę co zresztą zobaczycie. Trafiliśmy pogodę idealną, wręcz nieprawdopodobną na tę porę roku i mogliśmy spokojnie, bez pośpiechu pospacerować a przy okazji trochę zdjęć też nam wyszło. Kolorki bajkowe, jesienne, cieplutkie jak powietrze. Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do galerii- zarezerwujcie trochę czasu bo jest tego dość dużo;)
Basia i Bartek
Wiedziałem że będą problemy- problemy ze zbyt dużą ilością genialnych ujęć:) Monice- siostrze Basi robiłem zdjęcia ładnych kilka lat temu, nie napiszę ile, dodam tylko że z bliźniaków wyrośli już przystojni kawalerowie. I zapamiętałem super atmosferę, pozytywną energię w powietrzu i genialne nastawienie młodych i ich rodzin. No i zapamiętałem jeszcze kolekcję aniołów pani Ani, byłem ciekaw czy się powiększyła. Nie dość że się powiększyła to jeszcze została wzbogacona o innych przedstawicieli fauny i flory. Po wesołych przygotowaniach u Basi pojechaliśmy do Bartka żeby razem z nim przyjechać po jego przyszłą żonę. Wieluński kościół Franciszkanów jest jednym z piękniejszych jakie widziałem, a to tam państwo młodzi ślubowali sobie miłość i wierność… Wzruszeń było co nie miara, piękną uroczystość zakończyliśmy zdjęciem grupowym na którym o dziwo wszyscy się zmieścili (kościół był pełny gości), a następnie pojechaliśmy na salę, gdzie zabawie nie było końca. I to dosłownie, bo z tego co wiem to Młoda Para nie zmrużywszy oka kontynuowała poprawiny…
Bartek, Basia i Praga w tle…
Wymarzone miasto na plener… Wymarzona para na plener… Właściwie to napisałem już wszystko;) No prawie. Miasto przepiękne, ale wie to baaaardzo dużo ludzi i zwiedzanie ogranicza się do slalomu między turystami. I jak tu zrobić sesję ślubną? Rozwiązanie jest jedno- trzeba wstać baaaardzo wcześnie;) A i tak mimo że wyruszyliśmy po 5-tej rano to na Moście Karola bynajmniej nie byliśmy sami. Dalej uroczymi uliczkami poszliśmy na Hradczany, a gdzie bym się nie obejrzał to plenery genialne. Basia miała tyle pomysłów że czuliśmy się z Bartkiem trochę jak statyści, ale nie narzekaliśmy. Wczesny start miał jeszcze jedną zaletę- uniknęliśmy upałów, a był to jeden z najgorętszych ostatnio dni. Sami też czuliśmy się jak atrakcja turystyczna- selfie z parą młodą jest najwyraźniej na czasie, ale było to bardzo miłe zainteresowanie i pozytywne nastawienie zwiedzających troszkę nawet przeszło nasze wyobrażenia. Jak się okazało to w Pradze właśnie zaczął się tak na poważnie związek Basi i Bartka, więc było nam tym łatwiej że młodzi znali już to miasto i prowadzili nas własnymi ścieżkami, nie za bardzo turystycznie obleganymi. Tak jak w przypadku reportażu ślubnego miałem niemały problem z selekcją zdjęć- w rezultacie zapraszam do oglądania najdłuższego postu plenerowego w historii wnstudio;) I oczywiście dziękuję za genialną sesję.
Kasia i Marcin
Na plener umówiliśmy się w taki upał że byliśmy zgodni- jedziemy nad wodę! Po drodze wpadliśmy jeszcze do ruin ewangelickiego kościoła, i jeśli ruiny mogą być ekstra- to te właśnie takie były;) A przy tym w środku nie było za gorąco. Zaczynaliśmy bez koszuli Marcina (została w domu- ale od czego ma się świadków), później już wszystko zgodnie z planem i kończyliśmy nasz plener w Kobylej Górze.
Justyna i Norbert
Co to był za ślub! Ale od początku… Zaczęliśmy u Norberta, a tam genialna atmosfera i super rodzinka. Z ich pomocą przygotowaliśmy go dla Justyny, i niezły przystojniak wyszedł.;) Później przeskoczyliśmy do Justyny, i trochę pokręciliśmy się dziewczynom podczas ubierania. Cóż napisać? Słów braknie, bo napisać że Justyna w sukni wyglądała pięknie to napisać za mało. Wyglądała ZJAWISKOWO. A jak do tego dodaliśmy Norberta to wyszła nam Para Jakich Mało;) Po wzruszającym błogosławieństwie pojechaliśmy do klimatycznego Kościoła gdzie to nasi bohaterowie powiedzieli sobie sakramentalne „Tak”. Pewnie trochę stresu było, ale nie pokazali tego po sobie. A nowożeńcy- widać było że pasują do siebie i że choć to banał- będą żyć razem długo i szczęśliwie… Po ceremonii Norbert zabrał żonę na salę, i po zdjęciu grupowym i szampanie już tańczyli swój pierwszy taniec, który również wyszedł super- tak jak wszystko na tym weselu. I chyba widziałem że po tym tańcu troszkę więcej luzu się wkradło i stres jeśli był to się ulotnił. A dalej tańcom i hulankom nie było końca o co zadbał zespół, a my mimo że w pracy to też dobrze się bawiliśmy. Taka praca to przyjemność i nie ma w tym przesady. Kto był ten sobie przypomni, kogo nie było niech żałuje, ale może zdjęcia przybliżą tę niesamowitą atmosferę. Justyna i Norbert- dziękuję że mogłem być z Wami, i zapraszam do galerii załączając pozdrowienia dla rodziny i przyjaciół.
Alicja i Dawid
Powiem Wam że to był ślub jakie lubię najbardziej. Dlaczego? Głównie to ze względu na atmosferę- wszystko działo się na luzie, w swoim tempie, niby niespiesznie… do tego oczywiście ludzie- bez niepotrzebnej spiny, uśmiechnięci, od początku do końca pozytywna energia. Zaczęliśmy u Dawida, rodzina i Świadek zadbali żeby był gotów;) U Alicji to najpierw przygotowaliśmy Wojciecha który to muchą i szelkami przyćmił resztę kawalerów z wesela. W kościele przysnął- na szczęście bo Dawid nie miał już konkurencji;) Jak już Ala była gotowa nadszedł czas na wzruszające błogosławieństwo, i już powoli jechaliśmy w stronę kościoła. Jak się okazało Dawid nie był w tej parafii nieznany, Ksiądz więc podszedł do uroczystości z osobistym zaangażowaniem i po nietuzinkowym kazaniu powiedzieli sobie sakramentalne TAK. Póżniej już na luzie na pięknie przygotowaną salę. Po obiedzie i pierwszym tańcu troszkę się przestraszyliśmy z zespołem bo sala opustoszała troszkę- to ze względu na rewelacyjną tego dnia pogodę, goście przenieśli się na zewnątrz żeby porozmawiać, powspominać… Na szczęście wrócili szybko i zabawa rozkręciła się na dobre. Zapraszam do galerii, zdjęć całe mnóstwo bo miałem problem z bogactwem materiału. Dziękuję Alicji i Dawidowi że mogłem być z nimi w tym dniu. No i oczywiście pozdrowienia dla gości i rodziny.
Diana i Robert
Trafiliśmy chyba na pierwszy naprawdę letni weekend w tym roku. Diana dzielnie jednak znosiła upał mimo że jej suknia ma wiele warstw…Przesympatyczna para młoda, wzruszająca uroczystość, świetni goście, czego chcieć więcej. Plener wypalił dopiero za drugim podejściem, ale było chyba jeszcze goręcej. Dziś trochę więcej zdjęć czarno-białych bo wiem, że Diana lubi czarno-białą fotografię. Zapraszam do oglądania. No i ponownie Kluczbork.
Marta, Darek i Opole
Z Martą i Darkiem umówiliśmy się na plener w Opolu- mieście z którym postanowili związać swoją przyszłość. Jak wiele miast w ostatnim czasie tak i Opole zostało w ostatnim czasie pięknie odrestaurowane, więc wiedzieliśmy że ciekawych miejsc nam nie zabraknie. Zaczęliśmy pod dachem a kończyliśmy na wyspie przy kufelku…
Ania, Hubert i Wieluń
Tym razem na sesję zaręczynową spotkaliśmy się w Wieluniu. Czasu nie było za dużo, ale zdążyliśmy się poznać i upewnić że w dniu ich ślubu też będzie nam się dobrze razem „pracowało”. Ania z Hubertem przynieśli ze sobą uśmiechy i zapas pozytywnej energii, więc sesja była czystą przyjemnością. Do zobaczenia na ślubie.
Monika i Artur
Z Arturem i Moniką spotkałem się w zeszłym roku przy okazji poprzedniego wesela w rodzinie, więc od początku poczułem się jak wśród starych (no nie takich znowu starych) znajomych. Jak poprzednim, tak i tym razem atmosfera okazała się rewelacyjna, przesympatyczni ludzie, więc i zdjęcia musiały się udać. Troszkę martwiliśmy się o pogodę, ale deszcz nas oszczędził i udało się nawet zrobić szybki plenerek wieczorem. Zapraszam do oglądania, no i oczywiście pozdrawiam całą załogę.
Kasia i Dominik
Kasia z Dominikiem poprosili mnie żebym napisał kilka słów tytułem wstępu do ich albumu ślubnego. Najpierw się troszkę wystraszyłem- mam dość krytyczny stosunek do moich umiejętności literackich- ale jak już zacząłem to poszło jak z płatka… Postanowiłem po prostu napisać jak ja odebrałem ich najważniejszy w życiu dzień. A był to ślub magiczny, od rana pozytywna energia, a Kasia po prostu rozkwitała z każdą chwilą- marzenie fotografa ślubnego;) I mimo tych wszystkich lat w branży zdarzy mi się czasem wzruszyć podczas przysięgi… Nawet Ksiądz Proboszcz, z reguły trochę zdystansowany, tym razem jakby dał się ponieść nastrojowi chwili. Dziękuję Wam za to.
Karolina i Marcel
Dzień był piękny, niebo bez chmurki, słońce ale bez przesadnych upałów. Jako że znaliśmy się już wcześniej- Marcel był świadkiem na ślubie swojego brata który miałem przyjemność fotografować, to wiedziałem że będzie to udana impreza. I się oczywiście nie pomyliłem. Zaczęliśmy u Karoliny. Troszkę nieśmiało, ale jak już uśmiech zagościł na jej twarzy to przygotowania poszły „jak po maśle”;) U Marcela też ciekawie- choć czasem ciężko było zachować powagę o co dbali bracia i rodzina. Później przejazd z nietypową obstawą, wzruszające błogosławieństwo i już jechaliśmy do Kościoła. Super sympatyczny Ksiądz (albo raczej chyba Brat Zakonny), nietuzinkowe kazanie i najważniejszy moment- przysięga małżeńska… Później już tylko zdjęcie grupowe i lecieliśmy na salę. Pierwszy taniec- poezja, piękny tort, początek zabaw na parkiecie… A my wymknęliśmy się na króciutki plenerek korzystając z obecności obstawy orszaku ślubnego. I wyszło chyba całkiem nieźle. Goście korzystali z pogody, rozmowy i wspominki szły w najlepsze, ale czasem trzeba było się zameldować na parkiecie. A jak już się towarzystwo rozkręciło to balety pierwsza klasa. Dziękuję że mogłem dzielić z Wami ten dzień i zapraszam do galerii.
Natalia, Michał i Kluczbork
Michał jest moim kuzynem- nawet więcej, jest synem mojej ulubionej;) chrzestnej- Basi. Znając go wcześniej, jego podejście do życia i w ogóle, bardzo byłem ciekaw wybranki jego serca Natalii. Jak tylko ją spotkałem, już po chwili wiedziałem że tych dwoje jest dla siebie stworzonych. Msza w mojej parafii i przyjęcie w gronie rodziny i znajomych. Musiałem niestety szybko się zwinąć do domu (nazajutrz miałem sesję), ale Ewa została do końca i jak słyszałem godnie reprezentowała rodzinę;) Michał z Natalią na co dzień mieszkają na Wyspach, więc mieliśmy czas tylko na szybki plenerek. Na szczęście w Kluczborku fajnych miejsc nie brakuje…
Angelika, Krzysztof, Kluczbork i Opole
Z Angeliką i Krzysztofem spotkaliśmy się w moim rodzinnym Kluczborku. Już po pierwszym spotkaniu wiedziałem że będzie się na super razem pracowało, nadawaliśmy na tych samych falach;) Jeśli chodzi o sam ślub, to lepiej chyba być nie mogło- wymarzona pogoda, pokłady pozytywnej energii, nietuzinkowa msza ślubna (w mojej parafii;) i do tego szampańska zabawa do białego rana. Na sesję plenerowa wybraliśmy się do Opola, po drodze zahaczając o Turawę. I tym razem pogoda okazała się łaskawa do tego stopnia, że szybko zaczęliśmy szukać cienia. Rezultaty poniżej.
Zabezpieczone: Ewelina i Łukasz
Kamila i Rafał i Sieradz
Z Kamila i Rafałem spotkaliśmy się w Sieradzu na sesji zaręczynowej. Mieliśmy okazję się poznać bliżej, a oni mogli przetestować moje fotograficzne umiejętności. Lubię takie sesje, powodują że przełamujemy „pierwsze lody”, i później jak spotykamy się w dniu ślubu to już jesteśmy starymi znajomymi;) Mają przy tym okazję zobaczyć jak wygląda sesja plenerowa, która u mnie jest bardziej fotograficznym spacerem. Nie muszę dodawać że atmosfera była pierwszorzędna- widać to na zdjęciach. Do zobaczenia na ślubie.
Asia i Szymon
Z Asią i Szymonem spotkałem się w nietypowych okolicznościach- pojawili się u mnie w atelier z nietypowym pomysłem na podziękowania dla rodziców, a jako że pomysł mieli świetny to przystąpiliśmy do realizacji. Mieli już wybranego fotografa na ślub, jak się okazało mojego kolegę, więc tylko upewniłem ich że wybór był dobry. Ale jak się okazało nadawaliśmy na tych samych falach więc zaprosili mnie na plener poślubny do Wrocławia. W załączeniu jego efekty.
Paulina i Marcin
W ten weekend po raz kolejny miałem przyjemność pracować w Sieradzu. Coś jest na rzeczy z tymi zimnymi ogrodnikami, bo rano termometr pokazał 12 stopni. Na szczęście w miarę upływu dnia było coraz lepiej, a na nasz zaimprowizowany na szybko plener wyszło piękne słońce. Lepiej być nie mogło. No i Para Młoda- ich uśmiechami można by obdzielić kilka ślubów;)
Ewelina, Sebastian i Łódź
Ewelina i Sebastian planowali swoją uroczystość z dość dużym wyprzedzeniem, nic więc dziwnego że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ja po raz kolejny miałem okazję pracować w Sieradzu gdzie ślub się odbywał i znów potwierdziło się że wiedzą tam co to dobra zabawa;) Plener musieliśmy podzielić na dwie części- zaczęliśmy w Łodzi gdzie aktualnie mieszkają, a kończyliśmy nocnym plenerkiem w Sieradzu i pysznymi lodami w lokalu o wdzięcznej nazwie „Mamma Mia”.
Zabezpieczone: Katarzyna i Emil
Milena, Michał Dąbrowa Górnicza i Wrocław
Wiedziałem że na Śląsku lubią zaczynać wcześnie, ale żeby aż tak… U kosmetyczki byliśmy przed 7 rano, pobiłem swój własny rekord jeśli chodzi o początek przygotowań. Ale dzięki temu mogliśmy na spokojnie kontynuować… Uroczystość w Dąbrowie Górniczej, plener później we wspaniałym mieście Wrocław. Nasz spacer zaczęliśmy na Wyspie Słodowej, a kończyliśmy u Michała uzupełniając płyny i konsumując pyszne owoce z ogrodu. Uff, jedna z najgorętszych sesji jakie miałem przyjemność robić we Wrocławiu.
Paulina i Marcin
Jak to Marcin celnie ujął- w małżeństwie będzie miał wszystko, bo w dniu ślubu miał deszcz, śnieg, grad a do tego piękne słońce. Ja oczywiście życzę jak najwięcej tego słoneczka, a nie mogłem sobie wymarzyć lepszego startu sezonu ślubnego. Już od początku w domu Pauliny dało się wyczuć pozytywną energię w powietrzu, a jako że miałem już przyjemność fotografować ślub Łukasza- brata Marcina to czułem się jak wśród dobrych znajomych. A wystarczy spojrzeć na pannę młodą i już wiecie że dobrych ujęć miałem aż nadto;)
Czytaj dalej „Paulina i Marcin”
Zabezpieczone: Ewelina i Maciej
Zabezpieczone: Malwina i Łukasz
Zabezpieczone: Joanna i Przemek
Zabezpieczone: Kurów 2018
Zabezpieczone: Sandra i Dawid
Kasia, Łukasz i Kluczbork
„Za mundurem panny sznurem”- i to jakie!!! Piękna Pani Młoda, przystojny Pan Młody, eskorta z szablami… Do tego wymarzona pogoda, chyba aż za bardzo- ponad 30 stopni w cieniu. Ale Kasia z Łukaszem dzielnie znieśli upał w dniu ślubu, a jak umówiliśmy się na plener w Kluczborku- było chyba jeszcze goręcej;)
Zabezpieczone: Daria i Jędrzej
Zabezpieczone: Ewelina i Patryk
Zabezpieczone: Małgorzata i Piotr
Zabezpieczone: Ola I Adrian
Zabezpieczone: Ewelina i Łukasz
Sylwia i Sebastian
Z Sebastianem i Sylwią spotkałem się na długo przed ich planowanym ślubem. Dobrze, że do fryzjerki w Wieluniu podjechałem wcześniej, bo Sylwia już miała dzwonić i odwołać zdjęcia z przygotowań (no cóż, kobieta zmienną jest…). A przygotowania to moja ulubiona część zdjęć ślubnych, więc dobrze się stało i chyba widać to na zdjęciach. A później wszystko udało się rewelacyjnie- błogosławieństwo w domu Pani Młodej, msza ślubna w klimatycznym niewielkim kościele, no i przyjęcie weselne w Krzeczowie nad Wartą ( goście spisali się na medal- w pewnym momencie myślałem że parkiet nie wytrzyma ). Pozdrawiam, i zapraszam do oglądania.
Gosia i Paweł
Gosia i Paweł- gdybyście podobnie jak ja mieli okazję widzieć tą parę w dniu ich ślubu, to też na pewno nie mielibyście wątpliwości- tych dwoje jest dla siebie stworzonych. Już rano wiedziałem że ten dzień upłynie mi pod znakiem nie tyle pracy co dobrej zabawy. Pogodzie nie pozostało nic innego jak się dostosować- było gorąco;) A mnie było miło po raz kolejny spotkać znajome twarze. A na deser jeden z moich ulubionych zespołów ślubnych „Szwagry” dał taki popis że zaczynałem się zastanawiać czy sala na piętrze to na pewno dobry pomysł- myślałem że parkiet nie wytrzyma. Na plener zaprosiłem ich do Kluczborka (w myśl zasady cudze chwalicie, swego nie znacie), i znowu rewelacyjna pogoda i atmosfera. Dzięki że mogłem być z Wami.
Zabezpieczone: Agnieszka i Patryk
Zabezpieczone: Klaudia i Tomek
Zabezpieczone: Marysia i Damian
Zabezpieczone: Sylwia i Piotr
Zabezpieczone: Aneta i Marek
Zabezpieczone: I poprawinki…
Zabezpieczone: Ewa & Rafał
O fotografie…
Fotografuję od 8 roku życia… Nie mogę żyć bez aparatu… Zabieram aparat wszędzie… Od zawsze wiedziałem że będę fotografem…Naczytaliście się pewnie już tych komunałów;) Ja Wam napiszę prawdę, czyli jak Wojtek został fotografem ślubnym… Pewnie tak miało się stać, ale droga ku temu była długa i niejednokrotnie wyboista. Napiszę Wam tez skąd jestem, gdzie pracuję i jeszcze kilka mniej lub bardziej interesujących faktów. Ale od początku…
Na początku byli oczywiście rodzice a z dzieciństwa pamiętam łazienkę zamykaną na kilka godzin bo Tato wywoływał zdjęcia. Dzięki temu mamy w rodzinnym archiwum takie kwiatki których przez lata młodzieńcze się wstydziłem poniekąd, a teraz doceniam szczerze. Pasji do fotografii jednak nie dziedziczy się po rodzicach i tak też było w moim przypadku. Przez okres nastoletni raczej mnie to nie interesowało. Nie bardzo wiedziałem też co chcę robić w życiu, jak większość małolatów w tamtych czasach. Więc poszedłem na Pedagogikę na Uniwersytet Opolski- dziś pewnie wybrałbym Organizację i Zarządzanie;) Traf chciał że był to ostatni rok naboru na pedagogikę kulturalno-oświatową, więc zostałem jednym z ostatnich dyplomowanych KO-wców, i w dodatku jestem z Kluczborka (konotacje z filmem Rejs przypadkowe;) Co więcej zdecydowałem się na specjalizację fotograficzno-filmową, ale też jeszcze nie z miłości do fotografii tylko raczej z pragmatyzmu- wiedziałem że przeleci to bezboleśnie i bez większego nakładu pracy z mojej strony. Dzięki tej specjalizacji liznąłem jednak ciemnię fotograficzną i zdobyłem podstawy które dziś są dostępne raczej tylko w książkach. I co dalej? Tutaj potrzebne byłoby trochę tło historyczne bowiem były to czasy wielkich przemian, wielkich nadziei, raczkującego kapitalizmu- czyli lata 90-te. Zdecydowałem się zostać przedsiębiorcą- z różnym skutkiem prowadziłem sam lub z przyjaciółmi kilka przedsięwzięć. Był też epizod pracy za oceanem, jednak czasy były raczej marzycielskie niż pragmatyczne, więc wróciłem. Później pewne zawirowania osobiste sprawiły że musiałem na nowo zdefiniować siebie i to co chcę robić w życiu, a tak się zdarzyło że był to rok 1997 i pamiętna powódź która nawiedziła Opole. A jak woda opadła to, nie pamiętam już jak , ale trafiłem z zakasanymi rękawami do Fundacji „Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym” na opolskim Zaodrzu. Kilka dni wywożenia taczką szlaki/mułu z zalanych wcześniej piwnic pamietam dobrze do dziś- takich zakwasów po robocie nie miałem nigdy w życiu. A jako że wierzę że nic w życiu nie dzieje się przypadkowo to już z nimi zostałem na czas jakiś- jako sprzątacz po powodzi, później jako wolontariusz. „Wsiąkłem w temat” na tyle że póżniej zostałem nawet kierownikiem Warsztatów Terapii Zajęciowej na jakiś czas, ale nie rozwijając tematu napiszę Wam tylko że czasem lepiej być wolontariuszem niż kierownikiem… Później był jeszcze epizod nauczycielski w gimnazjum (język angielski) i od tamtej pory jestem gorącym zwolennikiem likwidacji gimnazjów;)
I tutaj pojawia się fotografia… Kolega prowadził z sukcesami zakład fotograficzny w naszym mieście, i zdecydowaliśmy się spróbować z drugim zakładem w Wieluniu. Żeby nie zanudzać napiszę tylko że zakład po kilku chudych latach w końcu się „przyjął”, i do dziś prowadzimy go z bratem ciesząc się zaufaniem klientów (mam nadzieję). Powoli ta fotografia zaczęła mnie pasjonować, ale na dobre mnie „wzięło” dopiero jak odkryłem fotografię ślubną w nowoczesnym wydaniu. Trafiłem przez przypadek na amerykańskie forum fotografów ślubnych i zobaczyłem jakie tam jest podejście do tematu. Podobne reportaże widziałem po raz pierwszy- u nas był to okres dominacji video i fotografia była raczej w odwrocie. Jak już ktoś się decydował na sesję to raczej studio/plener, a jak już reportaż to raczej tylko z kościoła… Pamiętam z tego okresu warsztaty na które trafiłem- z Krzysztofem Niesporkiem, napiszę tylko że były to warsztaty ze studyjnej fotografii ślubnej, ale to właśnie u nas się wtedy robiło. A za oceanem… kompletne reporterskie opowieści gdzie świątynia jest tylko jednym z elementów. Skłamałbym pisząc że wiedziałem, ale na pewno miałem nadzieję że ta jakość i to podejście w końcu przyjmie się u nas, a nie było to wcale takie oczywiste wtedy. Ale jak już mnie „wzięło” to nie było odwrotu- dzień zaczynałem od wizyty na forum, chyba byłem tam jedynym Polakiem, czerpałem wiedzę pełnymi garściami. Poziom dyskusji, chęć pomocy, krytyka (ale pozytywna), czasami sprowadzenie na ziemię- jak już człowiek myślał że jest mistrzem świata… Trafiłem także na początek platformy CreativeLive (polecam nie tylko dla fotografów), gdzie na żywo dostępne były warsztaty i zajęcia z uznanymi nazwiskami w branży. Dziś to już uznana firma i jak to w kapitalizmie poszło to bardziej w stronę zarabiania pieniędzy, ale te wspólne początki wspominam bardzo pozytywnie.
A jak to z pasją bywa- zacząłem tą pasją żyć. I to na 100% – nawet śniłem o fotografii… Kiedyś przeżyłem coś podobnego- jak w podstawówce zostałem wędkarzem i w snach widziałem te wszystkie spławiki nurkujące pod wodę. Nie mogłem się doczekać kolejnego reportażu ślubnego, dzień przed ślubem dostawałem rozstroju żołądka, nie mogłem spać, sprawdzałem po kilka razy czy mam wszystko spakowane (aż w końcu zrobiłem sobie listę rzeczy do spakowania ). Podczas ceremonii wzruszam się razem z rodziną, śmieję się że to taka moja wypracowana „metoda Stanisławskiego” w fotografii ślubnej. I tak mi zostało po dzień dzisiejszy, czy jest to uroczystość w małym wiejskim kościółku, czy też Bazylika, czy zaczynamy w bloku czy w wielkiej willi, małe kameralne przyjęcie czy wielkie wesele na kilkaset osób. Nie ma to dla mnie znaczenia bowiem podchodzę do tego wydarzenia tak samo i w zasadzie o to samo chodzi- dwoje ludzi postanawia związać się na całe życie…
Napiszę Wam jeszcze na koniec że jestem szczęściarzem. Nie żebym się chwalił, ale mam super rodzinkę a do tego robię w życiu to co kocham.
I szczęścia także Wam życzę.
Fotografia ślubna, fotograf ślubny Brzeg Wieruszów Kępno Kłobuck i okolice
Oferta powinna zawierać cenę. Czyż nie tak? Spokojnie, dojdziemy i do tego, a co więcej przeczytacie o niej na tej stronie- bez konieczności wypełniania formularza kontaktowego czy spotkania osobistego (które jak mam nadzieję nastąpi później;). Chcę Was poprosić o poświęcenie kilku chwil i przeczytanie paru akapitów, pozwoli Wam to porównać Wasze oczekiwania z moją dla Was propozycją…
Chciałbym Wam napisać o moim podejściu do fotografii ślubnej, mam nadzieję odpowiedzieć też na pewne pytania zanim zdążycie je zadać. Po pierwsze jestem gorącym zwolennikiem opowiadania historii. Historia musi mieć jednak początek- trudno ją opowiedzieć zaczynając reportaż środka- czyli od wejścia do kościoła. Przygotowania są dla mnie nierozerwalną częścią tego święta, często to właśnie podczas przygotowań udaje się uchwycić te ulotne momenty, szczere emocje, niejednokrotnie nawet ten zgiełk z którego następnie budujemy opowieść. To podczas przygotowań mamy okazję bliżej się poznać, Wy macie czas na oswojenie się z obiektywem i w rezultacie później traktujecie moją obecność naturalnie, i wspólnie budujemy Waszą historię… To także podczas przygotowań jest czas na wykonanie ujęć o których Wy nie myślicie, a ja muszę pamietać- bukiet, obrączki, suknia ślubna, wszystkie te szczegóły uzupełniające w konsekwencji reportaż. Reporterskie jest także moje podejście do tematu fotografii ślubnej- staram się nie ingerować, nie przestawiać, nie ustawiać. Jestem obserwatorem a nie reżyserem. Czasem coś podpowiem, czasem- z racji doświadczenia- służę radą jeśli o coś zapytacie…
Po przygotowaniach- Kościół (czasem urząd, czasem plener), miejsce w którym wypowiadacie sakramentalne „TAK”. Jest to także dla wielu apogeum stresu, może nie uwierzycie ale znam przypadki kiedy Para praktycznie niewiele pamiętała z całej uroczystości- pierwsze oglądanie albumów ze ślubu było tym bardziej bezcenne. Dla rodziny jest to czas wzruszeń, jakie to musi być przeżycie dla rodziców mogę sobie jedynie wyobrazić. I znów moja tam obecność powinna być jak najmniej zauważalna- obserwator raczej niż uczestnik, choć i mnie ciężko jest uniknąć wzruszeń w kulminacyjnym momencie. Nie będę się rozpisywał o innych bardziej technicznych szczegółach jak choćby o fakcie że fotograf powinien posiadać ukończony w Kurii kurs operatora sprzętu foto/wideo aby móc wykonywać zdjęcia w kościele, czy też o tych mniej technicznych a dla mnie oczywistych zachowaniach- jak przywitaniu się z księdzem jako z gospodarzem świątyni. Po co Wam o tym piszę? Żebyście decydując się na współpracę ze mną mieli pewność że wybraliście profesjonalistę który zadba o każdy, nawet najmniejszy szczegół (dla Was nawet niezauważalny), że wszystko poparte jest wieloletnim doświadczeniem które daje pewność- pewność kompletnego reportażu zbudowanego z historii tego najważniejszego w Waszym wspólnym życiu dnia.
A wracając do opowiadania historii… Zaczynamy ją od przygotowań a po właściwej uroczystości lądujemy na przyjęciu weselnym. I zaczyna się z reguły od pierwszego tańca- ile to razy słyszałem- po pierwszym tańcu to już będzie z górki… I z reguły ten pierwszy taniec wychodzi rewelacyjnie- raz pewna para ćwiczyła tygodniami, po czym orkiestra puściła całkiem inny kawałek. I wiecie co- nikt z gości się nie zorientował, byli tak ze sobą zgrani że zatańczyli z uśmiechem na ustach. Na sali nie da się już tak do końca być obserwatorem, czasami trzeba ruszyć na parkiet żeby tę energię pokazać. Tutaj jestem też do Waszej dyspozycji- co wymyślicie- wspólnie realizujemy. Często jest to zdjęcie grupowe, czasami portrety z gośćmi robione indywidualnie, czasami mini plenerek w okolicy, nie zapominamy też o zdjęciach ze świadkami i rodzicami. Ta zresztą część jest często niedoceniana, a takie ujęcia portretowe bronią się po latach. Różne są scenariusze weselne, tort raz od razu po obiedzie, innym razem przy przyciemnionym świetle przed oczepinami. Jedno jest pewne- ja jestem tam gdzie coś się dzieje żeby nic nam nie umknęło. Z reguły jestem z Wami do północy- czyli do oczepin, ale nie jest to tak że zaraz się zbieram- jak w planie są jeszcze jakieś ciekawe atrakcje to oczywiście zostaję dłużej…
Osobna kwestia którą musze poruszyć- ilość zdjęć które otrzymujecie. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jakoś przyjęła się u nas w branży mała ilość dostarczanych finalnie zdjęć, jakieś takie- im mniej tym bardziej „profesjonalnym” fotografem jestem. Opowiedzieć historię zamykającą się często w kilkunastu godzinach za pomocą 150-180 zdjęć? Czyli kilkanaście zdjęć na godzinę?I myślałem przez lata że jakiś dziwny jestem… Wyleczyłem się w zeszłym roku- wybrałem się do Rzymu na konferencję fotografów ślubnych „WayUpNorth”, i jakież było moje zdziwienie kiedy kilku prelegentów (nazwiska naprawdę rozpoznawalne na świecie), zapytanych o ilość zdjęć dostarczanych klientom wymieniło przedział 800-1000 zdjęć. Juz wiedziałem że to nie ja dziwny jestem, bo taka ilość nie jest u mnie czymś dziwnym, a raczej jest normą;) Jestem u Was żeby robić zdjęcia, to dlaczego tych zdjęć Wam nie przekazać? A już płacenie dodatkowo za zdjęcia powyżej iluś tam sztuk to mi się w głowie nie mieści, a jest często u nas praktykowane. Otrzymujecie- około 300-400 w pełni przygotowanych (nie lubię sformułowania obrobionych), zdjęć będących również podstawą galerii internetowej. Tymi zdjęciami chwalicie się rodzinie i znajomym, ich ilość pozwala na opowiedzenie historii tego dnia, ale z drugiej strony nie jest ich za dużo, nie zanudzamy widzów. Dodatkowo z reguły ponad 1000 zdjęć z całego dnia- które gdyby je umieścić w tym pierwszym pakiecie to mogłaby troszkę zanudzić waszych gości, ale dla Was i najbliższej rodziny na pewno będą ważne.
Ale wracając do oferty… co dostajecie w pakiecie? Przede wszystkim NIE dostajecie- żadnych dopłat (nocleg, dojazd itp.), żadnych dodatkowo płatnych pakietów zdjęć, żadnego małego druczku na umowie (moja umowa jest zresztą bardzo prosta, bo opieramy się na wzajemnym zaufaniu, inaczej nasza współpraca traci sens). Co dostajecie- moją całodniową obecność, moją fotograficzną wrażliwość, moje doświadczenie którym służę także na etapie przygotowań, moją współpracę na każdym polu które tylko wymyślicie. Otrzymujecie galerię internetową (ogólnodostepną bądź zabezpieczoną hasłem) oraz personalizowanego pendrive’a ze zdjęciami. Koszt całości to dwa tysiące sto złotych. Może Wam ta cena wydać się niska (szczególnie jeśli znacie realia rynku ślubnego w większych miastach), ja jednak w większości przypadków pracuję z polecenia na rynku lokalnym i muszę dostosować cenę do jego specyfiki. Lubię patrzeć na swoją ofertę jako może nie tyle okazyjną, co dobrze zbilansowaną z bardzo dobrym stosunkiem jakość/cena. Ale to musielibyście ocenić sami.
Klaun na telefon
Pierwsze Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w Wieluniu – Studniówka
Studniówka udała się rewelacyjnie. Od samego początku- przemówienia nie były za długie, Polonez- super, a par było niemało, wreszcie pełny parkiet praktycznie cały czas a był też chyba największy jaki widziałem… Zdjęć jest całe mnóstwo, ale na pierwszy ogień jak zwykle grupowe. Robiliśmy je jak się okazało prawie 1.5 godziny;) Was zapraszam do obejrzenia, a ja wracam do roboty nad resztą…
Czytaj dalej „Pierwsze Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w Wieluniu – Studniówka”